czwartek, 25 lipca 2013

Prolog - Zagadka Nienawiści



Głowa bruneta unosiła się i opadała miarowo, pod wpływem oddechu przyjaciela. Obaj byli nadzy i zmęczeni. Sasuke pocałował płaski, lekko zarysowany mięśniami brzuch Orochimaru, po czym szepnął.
            -Wyjeżdżam.
            -Hmm…? Mówisz za cicho. – odpowiedział mu miękki głos.
            -Wyjeżdżam z Tokyo. – powiedział głośniej i oderwał się od klatki piersiowej starszego o trzynaście lat mężczyzny. Orochimaru miał długie i gęste włosy, delikatny pod każdym względem uśmiech, bursztynowe, ciepłe oczy oraz szczupłą sylwetkę.
            -Na ile? – spytał spokojnie, nadal nie otwierał oczu. Sasuke westchnął i założył czarny podkoszulek z wściekłym psem, który sięgał mu do połowy ud.
            -Nie wiem. Wujek Madara dostał nową pracę…– usłyszał szelest odsuwanej pościeli i po chwili poczuł jak zostaje odwrócony w stronę napastnika. Na jego twarzy widać było zdezorientowanie i lekki niepokój. Wyczytał również zmartwienie i złość.
            -Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – zapytał z wyrzutem Orochimaru.
            -Sam nie wiedziałem wcześniej! – krzyknął, gestykulując dłońmi. – Gdybym wiedział…. Może bym nie pojechał. Zdążył mu się postawić. Znalazł inne rozwiązanie…
            -Spokojnie, Sasuke. Świat się nie kończy. – uśmiechnął się wymuszenie, a brunet odwzajemnił uśmiech. Starszy kontynuował. – Poza tym, nadal możemy się spotykać. Będę do ciebie doje–
            Zatrzymał się w połowie zdania i uniósł brew.
            -Tak właściwie, to gdzie ty się przeprowadzasz?
            -Nie wiem dokładnie… ale chyba do „Konohy”. – na twarz Orochimaru zagościł szeroki uśmiech. Podał czerwone slipki Sasuke i zaśmiał się głośno.
            -Do Konohy? Hahaha! Tam mieszka moja babcia. – pochylił się nad ubierającym się brunetem i pocałował go w policzek. Sasuke uśmiechnął się lekko i powędrował do kuchni.
            -Co zjesz, Oro?! – krzyknął.
            -Wszystko co mi podasz, jest pyszne! – odkrzyknął starszy. 
            -Nawet twój wąż podany na ostro w sosie szpinakowym, nadziewany psią karmą dla kotów?!
            -Psia karma dla kotów…? Sasuke? Serio? – wszedł do kuchni i od razu obrzucił  piętnastolatka uśmiechem płynącym prosto ze źródła, pod nazwą „politowanie”.
            -Tak! – krzyknął Sasuke i zaczął uciekać wokół stołu, tylko, żeby nie dostać się w sidła niebezpiecznego węża. W końcu się poddał i samowolnie wskoczył „na barana” na Orochimaru, który złapał i przekręcił go, tak by mieć z przodu, po czym pocałował. Na początku delikatnie, niczym taniec nimf, później mocniej.
            Po kilkunastu minutowej, zaciętej walce, oderwali się od siebie ciężko dysząc.
            -Muszę iść… - pierwszy odezwał się Sasuke.
            -Kiedy wyjeżdżasz?
            -Jutro o  dwunastej mamy już być w pociągu…
            -Czyli mam rano przyjść?
            -Tak… przyjdź.